I'm just a dreamer, I dream my life away...
Dzień dobry!
W końcu znalazłam czas na umieszczenie postu na temat, który jak podejrzewam bardzo Was interesuje. Niestety, chodzę do pracy i rzadko kiedy mam czas na takie rzeczy jak, np. mój blog, ale dziś mam na 13, więc myślę, że spokojnie zdążę zaspokoić Waszą ciekawość. ;-)
A więc do dzieła!
W końcu znalazłam czas na umieszczenie postu na temat, który jak podejrzewam bardzo Was interesuje. Niestety, chodzę do pracy i rzadko kiedy mam czas na takie rzeczy jak, np. mój blog, ale dziś mam na 13, więc myślę, że spokojnie zdążę zaspokoić Waszą ciekawość. ;-)
A więc do dzieła!
Jak wszyscy (albo większość) wiecie, ostatnio zrobiłam sobie tatuaż lekko poniżej adgarstka. Stało się to dokładnie 24 sierpnia 2015r. w Skawinie, u pana Darka. Pojechałam tam ze znajomymi, którzy również się tatuowali. Ja zrobiłam sobie mały, 5 cm napis; a właściwie jedno słowo: "DREAMER", w któym litera 'D' składa się z połowy łapacza snów. Jak nie trudno się domyślić, słowo 'dreamer' z angielskiego znaczy 'marzyciel', a łapacz snów to indiański.. przyrząd (?) służący do przechwytywania koszmarów. On dzięki swojej siateczce "oczyszcza" sny przepuszczając te dobre do naszej świadomości, a zatrzymując te złe. Co do dalszej interpretacji, pozostawię ją dla siebie. Tyle, ile podałam, w zupełności Wam wystarczy.
Tatuaż nie jest moim oryginalnym wzorem, bo znalazłam go w internecie; niestety, nie wpadłam sama na tak genialny pomysł, ale nie przeszkadza mi to. Mówcie co chcecie, ale dla mnie nieoryginalność mojego tatuażu nie stanowi problemu; problemem raczej byłoby gdybym miała wymyślić coś sama - z tego prostego względu, że nie umiałabym tego dostatecznie dobrze ubrać w słowa (tak, mam problemy z wysłowieniem się i to dość często) i nie sądzę, by projekt mnie zadowolił.
Oczywiście nie oznacza to, by ciągle tylko i wyłącznie korzystać z gotowców i robić sobie pętlę nieskończoności jak wszyscy, ale jeśli znajdzie się coś fajnego... to czemu nie? To Twoja skóra i Ty decydujesz, co na niej się znajdzie. Ja zdecydowałam się na ten napis i nic nikomu do tego. :-)
No. Ale dość już o tym, przejdźmy do spraw technicznych, które są ważniejsze.:
Tatuaż nie jest moim oryginalnym wzorem, bo znalazłam go w internecie; niestety, nie wpadłam sama na tak genialny pomysł, ale nie przeszkadza mi to. Mówcie co chcecie, ale dla mnie nieoryginalność mojego tatuażu nie stanowi problemu; problemem raczej byłoby gdybym miała wymyślić coś sama - z tego prostego względu, że nie umiałabym tego dostatecznie dobrze ubrać w słowa (tak, mam problemy z wysłowieniem się i to dość często) i nie sądzę, by projekt mnie zadowolił.
Oczywiście nie oznacza to, by ciągle tylko i wyłącznie korzystać z gotowców i robić sobie pętlę nieskończoności jak wszyscy, ale jeśli znajdzie się coś fajnego... to czemu nie? To Twoja skóra i Ty decydujesz, co na niej się znajdzie. Ja zdecydowałam się na ten napis i nic nikomu do tego. :-)
No. Ale dość już o tym, przejdźmy do spraw technicznych, które są ważniejsze.:
- Jak wyglądało przygotowanie do robienia tatuażu?
Rano pięknie zjadłam śniadanko (dość duże) i obiadek (też duży), a potem pojechałam po mojego Dreamera :p
Przed samym tatuowaniem Darek popsikał mi skórę jakimiś dwoma środkami dezynfekującymi, odbił napis z kalki na skórę, posmarował ją wazeliną i wyciągnął nowiuśkie, nierozpakowane igły, nalał tusz do czystego pojemniczka, skręcił to wszystko jakoś ładnie i zaczął mnie tatuować xd
Oczywiście cały czas miał na sobie jednorazowe, lateksowe rękawiczki, które również założył przy mnie. - Jak wyglądało samo tatuowanie?
Otóż Darek, wiedząc, że to mój pierwszy tatuaż, zrobił mi najpierw parę kuleczek, przerwał i zapytał się mnie: "i jak?", a ja z uśmiechem na ustach odparłam "dobrze!"
Bo i było dobrze. Tatuaż naprawdę mnie nie bolał. Nie zwijałam się z bólu na fotelu, nie płakałam i nie modliłam się, żeby jak najszybciej to piekło się skończyło. Szarpało mnie lekko po skórze, fakt. Uczucie to raczej nie należy do przyjemnych, ale jest do wytrzymania. Naprawdę. Jedyne, co mnie troszkę zabolało, to stosinki (te pionowe kreski w środku piórka, gwoli ścisłości xd). Ogólnie to 'D' było najbardziej dyskomfortowe, bo skóra hm.. "przyzwyczajała się" (jeśli tak można to nazwać) do igły. Liter praktycznie w ogóle nie czułam.
Całość trwała ok. 10-15 minut.
![]() |
Zaraz po ;-) |
- Co się działo bezpośrednio po tatuowaniu?
Bezpośrednio po skończeniu tatuowania Darek wyczyścił mi tatuaż ręcznikiem papierowym i płynem, nałożył na niego wazelinę, zrobił jego zdjęcie i owinął mi go folią. Dostałam od niego karteczkę z instrukcją dbania o tatuaż (zwłaszcza w czasie gojenia). Zapłaciłam za mojego Dreamerka, podziękowałam, pogłaskałam cudownego piesia i.. wyszłam. :p
Jadąc do domu widziałam, jak wylewa mi się nadmiar tuszu, a moja ręka była w tych okolicach zaczerwieniona, sam tatuaż był opuchnięty i nabrzmiały. Nie był jednak zakrwawiony, tak jak moich znajomych; może z tego tytułu, że był malutki :p
Anyway, jeśli Wy będziecie widzieć krew po tatuowaniu to nie martwcie się. Tak ma być.
Tatuaż ten.. jakby to powiedzieć... czułam. Czułam go, troszkę mnie pobolewał, albo raczej mrowił. Tak wyglądała moja ręka w aucie:
- Jak wyglądało gojenie?Oh, temat rzeczka.. Opisywałam to sobie codziennie, by Wam to przedstawić i teraz to tu przepiszę; poniżej będą też zdjęcia.
Lecz najpierw co i jak robiłam. Więc smarowałam tatuaż maścią Alantan; od 3 do 5-6 razy dziennie. Do tego kilka razy dziennie przemywałam tatuaż ciepłą wodą i szarym mydłem. Starałam się go chronić, tj. nie wystawiałam go na słońce, nie korzystałam z basenu czy solarium, nie drapałam, nie moczyłam, nie pozwalałam psom dotykać ani wąchać tego miejsca, nie brudziłam go, nie dezynfekowałam spirytusem ani wodą utlenioną (!) - tego nie wolno!!!
No i tyle, po prostu na niego uważałam. Po 10 dniach był zagojony na full. ;-)
A teraz przebieg. Przyjmuję, że 1 - to pierwszy dzień gojenia; zrobienie sobie tatuażu to "Dzień Zero".
1 - lekki ból, pieczenie, wypływ tuszu, tatuaż nabrzmiały i zaczerwieniony, czułam każdą literkę i kreskę
2 - już nie boli, piecze minimalnie, tatuaż nadal nabrzmiały, lecz mniej zaczerwieniony
3 - tatuaż nie boli ani nie piecze, nie jest czerwony, ale dalej (choć mniej) nabrzmiały, lekko swędzi
4 - zaczyna delikatnie, ledwo zauważalnie schodzić skóra, tatuaż jest mniej opuchnięty
5 - skóra schodzi bardziej, swędzi bardziej, zwłaszcza przy dotyku, już nie jest opuchnięty
6 - skóra dalej mocno schodzi, mocno swędzi, brak opuchlizny, ale tatuaż jest jeszcze wyczuwalny
7 - skóra schodzi troszeczkę mniej, tatuaż już nie swędzi, dalej wyczuwalny
8 - skóra schodzi znacznie mniej, tatuażu nie czuć, gdy się go dotyka
9 - skóra już praktycznie nie schodzi, tatuaż jest niewyczuwalny
10 - skóra już nie schodzi, tatuaż w pełni zagojony
- Co teraz dzieje się z tatuażem, jak go pielęgnujesz itp?
Teraz smaruję go 1-2 razy dziennie kremem do twarzy lub kremem nivea, dalej przemywam wodą i szarym mydłem, ale rzadziej; uważam na niego (zwłaszcza na słońcu), ale mniej. Nie boję się ubrać bluzki z długim, przylegającym rękawem, nie boję się pogłaskać psa, ani nie uważam by się nie zamoczył podczas kąpieli. Wiadomo, nie moczę go ciągle w wodzie, ale też nie ścieram w panice każdej kropli ;-)
No i.. oczywiście chętnie go pokazuję :p
Planuję także następne i to w kolorze, także we wrześniu - październiku pewnie znów poczytacie sobie o moich nowych nabytkach ^-^
No i to chyba tyle, kochani. Jedyne, co mogę dodać na koniec tak konkret od siebie, to to, byście dokładnie przemyśleli swoją decyzję, bo tatuaż jednak JEST NA CAŁE ŻYCIE. A nawet, gdybyście chcieli go usunąć (co jest bardzo drogie i bolesne, w dodatku rozkłada się na całą serię, a nie pojedynczy zabieg), to i tak zostanie blizna (w kształcie tatuażu). Nie spieszcie się i nie świrujcie, bo "wczoraj skończyłem 18 lat, jutro idę po tatuaż, ale jeszcze nie wiem jaki wzór!!?!"
Serio, nie warto. Ok, ja tak zrobiłam :p (ale to było 14 dni po urodzinach! xD)
+ jeśli boicie się czegoś, np. bólu, albo problemów w/z pracą, zróbcie tatuaż w miejscu mało widocznym i mało bolesnym, np. na plecach, udach
Przemyślcie miejsce, naprawdę, zwłaszcza dziewczyny, miejcie świadomość tego, że tatuaż na brzuchu podczas ciąży się zniszczy i baaaardzo ciężko będzie Wam przywrócić go do stanu używalności; czasem jest to niemożliwe.
Nie tatuujcie też sobie twarzy czy dłoni, właśnie ze względu na pracę.
Po prostu MYŚLCIE. Okej?
I nie bójcie się. To naprawdę nie jest tak straszne, jak Wam się wydaje :-)
No i pierwsze przykazanie: SŁUCHAJ TATUATORA SWEGO, ABY TATUAŻ ŁADNIE SIĘ PREZENTOWAŁ I ABYŚ BYŁ ZADOWOLONY Z NIEGO.
Serio, nie warto. Ok, ja tak zrobiłam :p (ale to było 14 dni po urodzinach! xD)
+ jeśli boicie się czegoś, np. bólu, albo problemów w/z pracą, zróbcie tatuaż w miejscu mało widocznym i mało bolesnym, np. na plecach, udach
Przemyślcie miejsce, naprawdę, zwłaszcza dziewczyny, miejcie świadomość tego, że tatuaż na brzuchu podczas ciąży się zniszczy i baaaardzo ciężko będzie Wam przywrócić go do stanu używalności; czasem jest to niemożliwe.
Nie tatuujcie też sobie twarzy czy dłoni, właśnie ze względu na pracę.
Po prostu MYŚLCIE. Okej?
I nie bójcie się. To naprawdę nie jest tak straszne, jak Wam się wydaje :-)
No i pierwsze przykazanie: SŁUCHAJ TATUATORA SWEGO, ABY TATUAŻ ŁADNIE SIĘ PREZENTOWAŁ I ABYŚ BYŁ ZADOWOLONY Z NIEGO.